"Satanizm wypełnia pustkę między religią a psychiatrią." - Anton Szandor LaVey "Biblia Szatana".

ZŁO DLA ELIT

Jerzy Szygiel

Do 1999 roku "Biblię Szatana" po polsku można było dostać właściwie tylko drogą wysyłkową, albo ściągnąć z Internetu. Kiedy znalazła się w niektórych księgarniach wzbudziła umiarkowane zainteresowanie mediów i dość głośne oburzenie Kościoła. Biskup Józef Życiński wezwał do bojkotu księgarń sprzedających "Biblię", gdyż "Zasada wolności słowa nie upoważnia do propagowania idei rasizmu , nienawiści, pogardy dla innych". Kusi więc żeby zapytać co to za książka i o co chodzi w satanizmie...


Charles Baudelaire pisał, że "największą intrygą czasów jest majstersztyk Szatana, któremu udało się udowodnić ludziom, że go nie ma". I jeśli w jego wizji Szatan to jakaś zewnętrzna, "osobowa" inteligencja to rzeczywiście: "Biblia Szatana" przekonuje, że Szatana nie ma! LaVey tłumaczy w "Biblii", że satanizm nie jest prostą odwrotnością chrześcijaństwa "z jego tendencją do osobowego widzenia Najwyższego." Takiego Szatana nie ma - mówi La Vey, ale jest "zwierzęcość ludzi", "ziemska siła natury", "radość życia" którą w czasach pogańskich reprezentowali Dionizos i Pan. Szatan to "przeciwnik" i "oskarżyciel" , to zbuntowane ego satanisty. Satanista jest sam sobie "Bogiem" i - jak wynika z książki - właśnie ta relacja to "Szatan". Nic dziwnego, że sataniści oddają cześć sami sobie. Ich największym świętem są własne urodziny!

Sprawa rozstrzygnięcia osobowego istnienia "Księcia Ciemności" jest jednak w "nowoczesnym" satanizmie dość dwuznaczna i była nawet powodem głośnych schizm.

Sukces autora "Biblii Szatana" (wkrótce dojdzie do trzydziestego wydania w Ameryce) Antona Szandora LaVeya (1930-1997) zrodził się w Kalifornii z atmosfery antykonformistycznych buntów lat sześćdziesiątych. "Kościół Szatana" przetrwał wszystkie kryzysy nie tylko dzięki swej "intelektualnej bezczelności", ale też dzięki buntowi przeciwko Hollywood, które mu w końcu zrobiło reklamę i kompromitacji amerykańskich ruchów antysatanistycznych w latach osiemdziesiątych - tak przynajmniej sądzi katolicki filozof i socjolog Massimo Introvigne, autor jedynej, szerzej znanej na Zachodzie monografii satanizmu.* W Ameryce wyszło kilka biografii LaVeya, ale na tyle sprzecznych, że nawet Introvigne nie bardzo mógł się w nich połapać. Sam LaVey utrzymywał, że jego węgiersko-gruzińsko-francuska (!) rodzina przybyła do Stanów z Francji - "ojczyzny nowożytnego satanizmu", ale nie wykluczone, że to jeden z jego słynnych bluffów. Zanim założył swoje "imperium Szatana" był cyrkowcem, muzykiem w nocnych klubach, zbieraczem makabrycznych rekwizytów i kolekcjonerem blondynek "jak z komiksu" - czym wzbudzał niekłamany podziw otoczenia. Chwalił się łatwym podbiciem Marylin Monroe w czasach gdy była striptizerką i chętnie pokazywał swoją kartę policji San Francisco (oczywiście numer 666), która miała świadczyć o jego pracy jako fotografa wydziału zabójstw.

Około roku 1961 LaVey, wspólnie z młodym, zdolnym reżyserem Kennethem Angerem (nagradzanym w Cannes za krótkie metraże) założył bardzo ekscentryczne i bluźniercze "Koło Magiczne", które w noc Walpurgi (z 30 kwietnia na 1 maja) 1966 przekształciło się w Kościół Szatana dając początek szumnie ogłoszonej "Nowej Ery Szatana". Kenneth Anger był autorem książki wydanej w Paryżu "Hollywood Babylone", która demaskowała obyczaje amerykańskiego przemysłu filmowego (w owym czasie Amerykanie jeszcze często wydawali "niepewne" książki we Francji - jak Nabokov "Lolitę"). Atmosfera tej dziwnej antychrześcijańsko-antyhollywoodzkiej kontestacji szybko zaczęła przyciągać uwagę filmowego światka.

Prawdziwym przełomem była jednak publikacja w roku 1967 przebojowej powieści Iry Levin "Dziecko Rosemary", w której rok 1966 jest określony jako "Rok I Nowej Ery." Roman Polański przystąpił do realizacji swego "satanistycznego" filmu niemal natychmiast.. Jednym ze skutków sukcesu niehollywoodzkiego reżysera w Hollywoodzie była integracja środowisk satanistycznych. Na uroczystej premierze LaVey (który był konsultantem filmu) poznał Michaela Aquino, zafascynowanego okultyzmem filozofa i oficera do spraw propagandy i dezinformacji armii amerykańskiej, który później wywarł spory wpływ na kształt współczesnego satanizmu.


"Biblia Szatana" pojawiła się właśnie na fali tego artystycznego triumfu i ogólnego zainteresowania. Znane aktorki - jak Jayne Mansfield - fotografowały się na klęczkach przed LaVeyem przebranym za konwencjonalnego diabła z ogonem i rogami. "Czarny papież" kpił z "chrześcijańskiego strachu" przed osobowym Szatanem. Jak wynika z jego pism oficjalnych i "wewnętrznych" nigdy w niego nie wierzył. Utrzymywanie dwuznaczności miało służyć wyłącznie nieustannej, "jajcarskiej" prowokacji, zgodnej zresztą z zaleceniami Kościoła Szatana. Przesłaniem satanizmu było: "macie jedno życie, więc bawcie się dobrze".

Zarówno sataniści jak i antysataniści zgadzają się, że bez "Biblii Szatana" właściwie żadna z dzisiejszych grup satanistycznych by nie istniała. Dość prosta książka LaVeya wyznaczyła schemat rytuałów i szkicową "teologię" satanizmu wraz z jego podstawowymi prawami. Słynne "9 twierdzeń satanizmu" LaVey wziął wprost z przemówienia bohatera powieści "Atlas Shrugget" Ayn Rand - wziętej pisarki pochodzenia rosyjskiego. Ayn Rand uważała się za największą ateistkę świata. Uważała, że religie "degradują człowieka", że należy szukać "filozofii nie-ideologicznej" , którą może być "kult siebie" wyrażony w języku rytuałów. Filozofia Rand była radykalnie indywidualistyczna, wychwalała kapitalizm i ideę egoistycznego człowieka, który zamiast się poświęcać dla innych woli potwierdzać ciągle swoją "radosną wolność" i to mimo przeszkód ze strony państwa, moralistów czy duchownych. Według Rand taka postawa w końcu doprowadzi do powstania lepszego, bardziej wolnego społeczeństwa. To myślenie było bazą "Biblii Szatana".

U LaVeya satanizm wyraża "formę kontrolowanego egoizmu" a jego rolą jest tylko "psychoterapeutyczne" działanie wobec opresji "kłamstwa chrześcijańskiego", które - jak powtarzał - wpędza ludzi w choroby psychiczne. Główna "diabelska sztuczka" książki polega na wyprowadzeniu całego rozumowania właściwie z obrony miłości. Według tego wykładu ludzie "zmuszeni" do kochania wszystkich (łącznie z wrogami) deprecjonują i marnują miłość. Trwoniona miłość, tłamszona nienawiść i wszczepione wieczne poczucie winy - te "sztuczki Kościoła" - jak je pogardliwie nazywał LaVey - człowiek może przechytrzyć słuchając wyłącznie swego "ja" w wyborze obiektów miłości (pojmowanej raczej jako "aktywność seksualna") i odprawiając rytuały, które "ewakuują" nienawiść, na przykład poprzez zabicie kogoś na niby. Satanizm miał wyglądać jak "ateizm magiczny".

"Biblia", oprócz cokolwiek upoetyzowanych fragmentów, jest napisana językiem tzw."naturalnego racjonalizmu". Żeby podkreślić jak bardzo satanizm opiera się na "zdrowym rozumie" LaVey ze trzy razy w tekście powtarza ulubiony przykład, że "najlepsza droga łącząca dwa punkty jest prosta". Religia satanistyczna to po prostu "humanizm + rytuały", a wyzwolenie satanisty ma polegać na folgowaniu sobie w rzeczach, które Kościół określa jako "7 grzechów głównych". Rytuały to według LaVeya tylko "intelektualna komora dekompresyjna", która - na przykład poprzez bluźnierstwo - "oczyszcza" człowieka, a przy okazji czyni z satanizmu rodzaj religii "psychiatrycznej" - uzdrawiającej "wmówione bóle duszy". Oprócz pobieżnego opisu różnych rytuałów "użytkowych" LaVey poświęca w Biblii trochę miejsca osławionej czarnej mszy, żeby wyśmiać chrześcijańskie wyobrażenia na jej temat (jak fizyczne zabijanie jakiejś ofiary), ale szczegółów nie podaje. Kompletny scenariusz współczesnej czarnej mszy, "odprawianej " dziś przez satanistów na wielu kontynentach, LaVey napisał wspólnie z Waynem Westem, księdzem rzymsko-katolickim, który przeszedł na satanizm już w epoce "Rosemary's Baby". W tej "psychodramie" rzeczywiście nikt nie ginie, ale antykatolickie bluźnierstwo ma charakter nieprzytomnej obsceny.

Nie da się ukryć, że lektura książki wzmacnia trochę ego czytelników. Zrobiłem mały eksperyment dając do przeczytania "Biblię" kilkorgu znajomym i przyjaciołom, z reguły zapracowanych dziennikarzy i twórców. Wszyscy byli zaciekawieni. Jedna osoba całkiem odrzuciła argumentację "Biblii", jedna zapragnęła natychmiast "się zapisać" do satanistów, a inna służyć jako nagi ołtarz do czarnej mszy ("dla adrenaliny i żartu"), reszta jednak potraktowała rzecz z dystansem. Wypytywałem o charakterystyczny fragment na temat "wampirów psychicznych" , to jest niektórych osób z najbliższego otoczenia, które "wysysają z nas energię życiową". LaVeyowski portret wampira (jako nudziarza) wydał się na tyle celny, że wszyscy zobaczyli takie wampiry wokół siebie, a niektórzy pomyśleli tak o sobie nawzajem, nie bez chwilowego uczucia złości... Nawet jeśli niektórzy poczuli się po tym "mocniej" w końcu wygrywało jakby odruchowe, nieufne spojrzenie, pewien automatyczny krytycyzm. Fałszem brzmiał kontrast między dość racjonalistycznym wywodem a wychwalaniem "władzy magii".

W gruncie rzeczy "Biblia Szatana" to ramota i nawet sataniści uważają ją raczej za dokument niż jakieś żywe źródło inspiracji . Była pisana na samym początku rewolucji seksualnej i jej płomienna obrona onanizmu już dawno nie ma w sobie nic rewolucyjnego. Ponad trzydzieści lat temu nie było jeszcze ani ton książek na temat "pozytywnego myślenia" i "polubienia siebie" ani ogłoszeń o kursach asertywności.

Po wydaniu "Biblii" LaVey stał się na tyle charyzmatyczną postacią kalifornijskiego folkloru, że wzbudził bunt współpracowników. W 1975 roku prawa ręka LaVeya Michael Aquino (ciągle zatrudniony w armii) ogłosił koniec Kościoła Szatana, pociągnął za sobą część jego funkcjonariuszy i założył swoją Świątynię Seta. Aquino oskarżył swego dotychczasowego "papieża" o sprzedawanie kościelnych funkcji , ale schizma miała przede wszystkim powód "teologiczny": poszło o realne istnienie Demona. Aquino utrzymywał, że Szatan to nie żadna laveyowska "metafora" tylko "zewnętrzna inteligencja" , która zresztą miała nawiedzić go osobiście. LaVey oficjalnie zlekceważył Aquino, nazwał go z pogardą "satanistą katolickim", ale tak naprawdę obawiał się, że "herezja" może zatopić całość satanizmu (wtedy już całkiem nieźle z niego żył). Aquino był dobrym znawcą gnozy i sprawnym pisarzem. Chciał bardziej "zintelektualizować" satanizm wskazując nietypowe wzory filozoficzne. Uważał na przykład, że cała prawda o człowieku i świecie została wyrażona w filmie Stanleya Kubricka "2001.Odyseja kosmiczna". Wtedy "diabeł" już od jakiegoś czasu robił karierę w etnologii i tzw. psychologii głębi. Karl Gustav Jung proponował nową interpretację Trójcy Św. , która powinna stać się Czwórcą - dodatkowy element to właśnie "diabeł". Według Junga spychanie "diabła" do podświadomości jest przyczyną całej gamy problemów psychicznych, ale Jungowi było wszystko jedno jak on konkretnie wygląda. Aquino przegrał - dziś olbrzymia większość grup satanistycznych jest "teologicznie" laveyowska.

Pod koniec lat osiemdziesiątych szef upadającej Światyni Seta i jego żona Lilith zostali wskazani przez trzyletnią dziewczynkę z przygarnizonowego żłobka jako sprawcy gwałtów seksualnych. Ironią losu śledztwo w tej sprawie doprowadziło do więzienia jedynie chrześcijańskiego kapelana, który uniknął kary tylko dlatego, że zmarł na AIDS. Ta historia była wtedy kolejną ilustracją ekscesów antysatanizmu, dzięki którym sataniści odżyli.

Amerykańska paranoja antysatanistyczna lat osiemdziesiątych była poprzedzona polowaniem na "sekty". Świadkowie Jehowy, mormomi, mooniści, Krisznowcy itd. znaleźli się w jednym tyglu jako "pracze mózgów", maniacy seksualni, niszczyciele życia rodzinnego i w końcu porywacze nieochrzczonych dzieci. Konserwatywne ruchy chrześcijańskie (katolickie i protestanckie) zaczęły głosić, że nie może to być dzieło Boga tylko samego Szatana. Czarę przepełniła potężna kropla w postaci bestselleru kanadyjskiego psychologa Lawrence'a Pazdera "Michelle Remembers" (1980). Tytułowa Michelle to jego pacjentka, która podczas seansów przypomniała sobie, że ćwierć wieku wcześniej, jako małe dziecko, asystowała w rytualnych mordach oraz była wielokrotnie gwałcona i poniżana podczas trzymiesięcznego "Święta Bestii". Na fetę "Kościoła Szatana"mieli przyjechać do jej domu najważniejsi sataniści z całej planety łącznie z osobowym Szatanem, który rzucając się na nią śpiewał tajemnicze piosenki. Pacjentka opowiadała to wszystko głosem pięcioletniej dziewczynki. Zanim po latach okazało się, że Michelle padła ofiarą złej metody psychiatrycznej została bohaterką licznych reportaży i talk shows. W dwa lata później w Ameryce i Kanadzie było już kilkadziesiąt tysięcy pacjentek opowiadających podobne historie. Począwszy od 83 roku małe dzieci zaczęły opowiadać psychiatrom sceny tortur seksualnych popełnianych w czasie satanistycznych rytuałów, najczęściej w żłobkach i przedszkolach. Przed sprawą J.O. Simpsona najdłuższą i najgłośniejszą sprawą Ameryki był proces rodziny McMartin, która prowadziła luksusowy żłobek w Los Angeles. Zaczęło się od oskarżeń jednej z matek, potem aż 350 dzieci opowiadało o czarnych mszach i nawet nekrofilii w żłobku (oceniono potem, że wśród licznych tego powodów było też tzw. "wmówienie psychiatryczne"). Atmosfera była taka, że lista członków Kościoła Szatana mieściła się na kartce papieru, a LaVey co parę dni zmieniał miejca pobytu bo na froncie jego pomalowanej na czarno willi znalazły się ślady po kulach. Fala uniewinnień w tego typu procesach doprowadziła do tego, że na koniec kampanii sędziowie nie wierzyli już w żaden spisek satanistyczny. Sami sataniści zaczęli uchodzić za na tyle niewinnych, że w sprawach o pedofilię niektórzy adwokaci radzili swoim klientom "należenie do satanistów", by mogli uchodzić za ofiary pomylonej, kolektywnej histerii.

Kampania antysatanistyczna padła ostatecznie na początku lat '90 pod wpływem kolejnych raportów naukowych bądź policyjnych (FBI). Na przykład po szczegółowym zbadaniu 12 tysięcy przypadków dzieci, które miały być gwałcone z powodów satanistycznych, nie znaleziono ani jednego przypadku, który dał się wiarygodnie udowodnić. Efektem dziesięcioleci gorączkowego antysatanizmu były głównie złamane życia wielu niewinnych ludzi. Dla naukowców (i satanistów) ta kampania była kolejnym dowodem, że ludzie bardziej potrzebują diabła niż myślą.

Problemem pozostawał tzw. "satanizm nastolatków". Chodziło z reguły o efemeryczne grupy słabo wykształconych chłopców z prowincji, które zwykle rozpadają się po wejściu w dorosłe życie. Działają one według reguły "światła odbitego" - odbijają i czasem realizują wyobrażenia na temat satanizmu charakterystyczne dla swoich (chrześcijańskich) środowisk. Do tego stopnia, że niektórzy z nich nawet jeśli już przeczytają "Biblię" bądź inne pisma satanistyczne nie wierzą, że w rytuałach nie chodzi o zabijanie ludzi czy zadawanie cierpień zwierzętom. LaVey powtarzał, że pierwszym przykazaniem satanizmu jest hedonizm a największym grzechem głupota. Dyskusja z nim na temat "satanizmu nastolatków" była trudna: można powiedzieć, że wymigiwał się od odpowiedzialności przystawiając "moralne" lustro swoim polemistom.

Po upadku kampanii antysatanistycznej LaVey zaczął być traktowany jako ledwo ocalały satanista i nawet wzbudził sympatię bo wyglądał już tylko jak dinozaur kolorowego antykonformizmu lat sześćdziesiątych, który megalomańsko przypisuje sobie autorstwo rewolucji seksualnej. Pokoleniu dochodzącemu do wpływów kojarzył się z niewinnymi szaleństwami młodości. LaVey pisał kolejne książki i spokojnie tworzył swoje satanistyczne przykazania w punktach. Zaraz wybuchł internet i nowe możliwości. Dziś Kościół Szatana ma - prawdopodobnie - kilkadziesiąt tysięcy członków (po akceptacji opłata za przyjęcie 100$), płaci podatki (jako jedyny kościół w Ameryce nie korzysta z przysługującego zwolnienia) i wydaje dwa oficjalne, międzynarodowe pisma teoretyczno-intelektualne. Satanizm wkracza w XXI wiek.

Jako przykład myślowej ewolucji satanizmu najlepiej nadaje się wydane anonimowo we Francji "Imperium Szatana", gdyż jest to chytra laveyowska literatura "wewnętrznego" obiegu najwyraźniej przeznaczona na zewnątrz: kierowana do młodzieży i jej dedykowana. Rodzaj ojcowskich nauczek starego satanisty (lub satanistów). Przez "młodzież" rozumie się tutaj studentów ostatnich lat studiów.

"Biblia" powoływała się na "zdrowy rozum" - "Imperium" każe trzymać się racjonalizmu krytycznego ściśle według Kartezjusza. "Tłumacząc życie" cytuje najnowsze analizy Alvina Tofflera i powołuje się na osiągnięcia współczesnej neuropsychiatrii posługując się swobodnym językiem naukowego eseju.

Według tej książki świat jest wrogi, ale chrześcijaństwo nie jest już wrogiem numer jeden. Stanowi tylko integralną część trwale alienującej człowieka, opresyjnej cywilizacji "towaru-spektaklu", która oplotła świat. Według tej wizji religie objawione posługują się "handlowymi" instrumentami władzy i wpływu omówionymi w literaturze psychologicznej**. Satanista jest ciągle hedonistą , ale jeśli mu się zechce ma być nonkonformistą i jakoś walczyć z tym światem (ostatecznie za pomocą lenistwa), albo przynajmniej zagrać mu na nosie. Poza dogadzaniem sobie ma wykorzystywać wolność myśli, tworzyć, burzyć, wkładać kij w mrowisko. Autor(zy) "rozumie", że "każdy" ma ochotę "podpalić supermarket, kościół, meczet lub synagogę", ale lepiej, żeby stosował rozum i stale go rozwijał. Ma przede wszystkim zdobywać wiedzę, bo - jeśli nie ma pieniędzy - w tym systemie tylko ona może mu kiedyś przynieść diabelską "władzę". Rodzina oczywiście się nie liczy, chyba, że satanista ją kocha i uzna za swój - dowolnie tworzony - "klan". Człowiek - tłumaczy książka - i tak nie zrozumie nic z życia jeśli nie zrozumie i nie uszanuje problemu śmierci. Cała oddzielna część "Imperium" - na trzy - jest poświęcona szczegółowej instrukcji asystowania umierającej bliskiej osobie. Proponowana postawa: tolerancyjny (w tym wyjątkowym przypadku nawet wobec duchownych chrześcijańskich) ateizm.

Jak na podręcznik to wszystko jest całkiem nieźle napisane, z pociągającą niespokojnie natury odrobiną zupełnie niekartezjańskiej egzaltacji. Satanizm wygląda w "Imperium" jak powrót do anarchistycznego dzieciństwa. W przyszłym satanistycznym świecie, każdy będzie miał swoją lalkę do przytulenia: klona-androida na swoje zamówienie, idealnego ludzko-podobnego niewolnika dowolnej płci, który zrobi po prostu wszystko co zechce przyszły pan-satanista (może być nawet wrogiem). Ten futurystyczny plan został nakreślony przez LaVeya w tzw. "Rewizjoniźmie pentagonalnym" i rozwinięty w "Imperium". Według wewnętrznych pism satanistycznych co najmniej jedna z amerykańskich ekip naukowych pracujących nad klonowaniem robi to z inspiracji satanistycznej i jest współfinansowana przez grotta (oddziały i zakony) Kościoła Szatana.

W Europie jest sporo różnego rodzaju skupisk satanistycznych, ale liczbę ich członków trudno ustalić. Są to raczej setki niż tysiące. W każdym razie z inicjatywy ugrupowań z kilku państw zachodnich utworzyło się coś na kształt międzynarodowej organizacji o nazwie Europejski Front Satanistyczny. Od 1999 tworzy się nawet europejska "Konstytucja 33" (to odpowiedni rok "Ery") i zostało już zatwierdzonych jej kilkanaście pierwszych punktów (ogłoszenie całości przewidziano na szóstego czerwca 2006 roku). Pierwszy zaczyna się od ogólnoliberalnej maksymy satanistycznego Zakonu Wilhelma "Granica wolności każdego człowieka zatrzymuje się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego." (ale uwaga: to sataniści są tymi "drugimi" - ich wolność się nie zatrzymuje, gdyż uważają się za elitę).

Nie da się ukryć, że te dyskretne ugrupowania od lat próbują lobbingu politycznego. Przykładem może być działanie na rzecz tzw. podatku Tobina. James Tobin to laureat ekonomicznej nagrody Nobla z 1981 roku. Jego podatek (wówczas proponowany 1% dziś 0,05%) miałby taksować wszystkie giełdowe transakcje obrotu walutami. Według Tobina wprowadzenie tego podatku ograniczyłoby siłę wielkich spekulantów finansowych, a wzmocniłoby autonomię finansową państw i bardzo ułatwiło realizację celów społecznych. Skąd niespodziewane zainteresowanie satanistów? "Egoizm to humanizm"... W dokumentach poświęconych podatkowi Tobina przywołują zdanie z LaVeya: " Braliśmy zawsze najlepsze ze złego i wyłuskiwaliśmy najgorsze z dobrego: staraliśmy się korzystać w obu przypadkach. Rzucaliśmy wyzwanie wszelkim kategoryzacjom i zbijaliśmy z pantałyku speców od przylepiania etykiet, zdając sobie sprawę , że jedyna etykieta jaką afiszujemy - Szatan - jest sprzecznością samą w sobie".

Sataniści są megalomanami z chęci i definicji, uważają więc, że rzeczywiście pilnują Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. Ich główną cechą jest jednak przewrotność. Pisanie o światowych satanistach jest trudne, bo ciągle puszczają oko. LaVey w swojej "Biblii" otwarcie napisał, że zawiera ona fantazję a czytelnik musi ją tylko znaleźć. W "Imperium" wszystko to brzmi bardziej w postmodernistycznym duchu nowych czasów: "Prawda fałszu jest prawdziwsza od najprawdziwszej prawdy". Na słynne zdanie Baudelaire'a LaVey odpowiedział w typowy, paradoksalny sposób: " Diabeł nie istnieje. To tylko fałszywe imię wymyślone przez czarnych braci by wprowadzić prawdziwy ład w zamęt ich niedoskonałej świadomości".

J.S.


______________________________________________________

*Massimo Introvigne, "Indagine sul satanismo. Satanisti e anti-satanisti dal seicento ai nostri giorni", Mediolan 1997

** np: Robert Cialdini, "Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka". Z angielskiego tłumaczył Bogdan Wojciszke, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 1999